Cirque de la Solitude to najtrudniejszy odcinek szlaku GR20 na Korsyce (Francja). Aktualnie przejście tym szlakiem jest zabronione ze względów bezpieczeństwa. Poniższy opis przedstawia wspomnienie z tegorocznego zdobycia Cyrku bez wcześniejszej informacji o jego zamknięciu. Istnieje możliwość bezpiecznego obejścia tego odcinka i kontynuowania GR20. Więcej informacji: http://www.le-gr20.fr/blog/itineraire-bis-pour-contourner-le-cirque-de-la-solitude.html
Widok z przełęczy Bocca Tumasginesca na przełęcz Bocca Mocca (drugie wyraźne wcięcie od prawej) |
![]() |
Jeden z proponowanych wariantów obejścia Cyrku (zielona przerywana linia), Cyrk jest zaznaczony czerwonymi x-ami |
Prześpię się
pod gołym niebem – przyszło mi do głowy kolejnego dnia korsykańskiej wędrówki biało
czerwonym szlakiem z południa na północ. Po całym wieczorze spędzonym na
rajskiej kąpieli w górskim potoku, kiedy na przemian wygrzewałem się na
skałach i wskakiwałem do rozgrzanego słońcem basenu żłobionego cierpliwie
przez lata siłą grawitacyjnego przyspieszenia wodospadu, zaczynam
układać się na karimacie nieco wyżej, kilkanaście metrów od namiotu.
Otulam
śpiworem, poprawiam improwizowaną poduszkę i zasypiam po długiej gonitwie myśli.
W nocy przebudzam się jeszcze kilkakrotnie, mimo to uznaję to za najlepszy
odpoczynek odkąd skończył nam się alkohol. Dzięki temu, że w nocy często
zmieniam pozycje jeden moment zapadł mi trwale w pamięci. Wyobraź sobie, że
leżąc na plecach powoli odzyskujesz świadomość, odruchowo otwierasz oczy i pierwsze co widzisz to czyste, rozgwieżdżone niebo z właściwym dla wysokości górskim
przybliżeniem. Wspaniałe wrażenie. Myślę o tym podczas porannej krzątaniny.
Szałasy bergeries d’u Vallone (1440 m n.p.m.) opuszczamy nieco wcześniej niż
zwykle, a kolejny korsykański poranek wita nas bezchmurnym niebem. Dwieście
metrów wyżej, po kilkudziesięciu minutach rozsiadamy się na tarasie schroniska
De Tighjettu (1640 m n.p.m.), jak tu pusto.
Okolice szałasów bergeries d’u Vallone |
Gospodarz bezceremonialnie
przeprowadza rutynowe porządki, w cieniu schroniska dogodne miejsca na biwak,
wody pod dostatkiem, jednak my zatrzymujemy się tu tylko na chwilę. W
przewodniku to schronisko nie jest opisane zbyt przychylnie nie mniej ja nie
odniosłem negatywnego wrażenia – wręcz przeciwnie – całkiem urocze miejsce
i gdyby nie fantastyczne baseny nieopodal szałasów poniżej, te w których
spędziliśmy cały wczorajszy wieczór, żałowałbym, że nie podeszliśmy trochę
wyżej. Nie zostaniemy tu jednak na dłużej niż 20 minut, w końcu najciekawsze
ciągle przed nami. Crique de la Solitude. Pomarańczowe światło zapaliło mi się
w głowie już przy schronisku. Pachnąca nowością drewniana tabliczka z trwale
wyrytym napisem „fermer” – szczerze nie byłem pewny co to znaczy ale nie trudno
było domyśleć się po odkryciu pierwszych zamalowanych oznaczeń szlaku.
W ciągu dnia
można było odczuć nieznośnie rosnącą wilgotność powietrza, coraz goręcej
a wokół jakby w ogóle nie poruszało się powietrze. Ludzie pocą się intensywniej
niż zwykle na wyczerpującym podejściu na wysoką przełęcz Bocca Tumasginesca (2183 m n.p.m.). Dopiero na niej tak naprawdę
widać, jak od morza posuwa się mozolnie pasmo wypiętrzających się w górę chmur.
Zanosi się na kolejne w tym tygodniu deszczowe popołudnie, kto wie, może nawet
burzowe. Kiedy grupa kilku osób po krótkim odpoczynku zaczęła schodzić w owiany
złą sławą Cyrk – czyli najwyższą, niemal wiszącą część doliny otoczoną stromymi
skalnymi ścianami coś na kształt amfiteatru, na ramionach czuć już było
pierwsze krople. Wyczerpani ludzie starali poruszać się dynamiczniej, a przy
tym mniej ostrożnie. Błotnista maź spływająca po stromych skałach zalewała całe
ciało wywołując strach, adrenalinę i zalążki paniki. Jak najszybciej wydostać
się z tego strasznego miejsca. Deszcz pada już bardzo intensywnie, wokół niemal
natychmiast tworzą się kilkudziesięciometrowe wodospady. W takich chwilach
ludzie podświadomie lgną do siebie, bojąc się samotności razem czują się
bezpieczniej. Wystarczy jeden nieostrożny ruch, poślizgnięcie, odchylenie od stromej
ściany a utraty równowagi nie zatrzyma nawet próba złapania się człowieka obok.
Dwie osoby ześlizgują się po mokrych skałach i już nic nie jest w stanie tego
zatrzymać. Za chwilę znikną za skalnym progiem z przeraźliwym wrzaskiem a
może bez słowa? Jakaś bliska osoba po pozornym otrząśnięciu się z szoku za
wszelką cenę stara się im pomóc, próbuje irracjonalnie zejść poniżej progu.
Odpada stając się trzecią śmiertelną ofiarą w ciągu dwóch minut. Czy taki
przebieg miały tragiczne wydarzenia sprzed roku? Nie dotarłem do szczegółowego
opisu zdarzeń jednak po głośnym wypadku, w którym jednego dnia zginęło lub
zostało rannych tu kilkanaście osób ten odcinek szlaku od czerwca 2015 roku
pozostaje zamknięty do odwołania. Wszelkie ułatwienia (łańcuchy, klamry) zostały
zdemontowane a oznaczeniu szlaku brutalnie starte lub zamalowane.
Pozostała jedna drabinka. Jednak wówczas nie mieliśmy o tym zielonego
pojęcia..
Na przełęcz Bocca Minuta (2218 m n.p.m.) tj. początek
Cyrku od południa, z schroniska udało nam się sprawnie dojść mimo
zamazanych oznaczeń dzięki dobrej orientacji w terenie. Wiedzieliśmy w którym
kierunku mamy zmierzać, wybieraliśmy najłatwiejsze przejścia i jakoś tak się
składało, że odcinek po odcinku natrafialiśmy na kolejne ślady szlaku. Sprawne
oko na pewno odnajdzie zamazane oznaczenia i tylko w niektórych miejscach
trzeba podjąć własną decyzję: „no to w lewo czy w prawo”. Można podsumować
to jednym zdaniem jako żmudne zdobywanie wysokości w oczekiwaniu na to co
ma się dopiero wydarzyć w Cyrku. Schodząc z przełęczy na drugą stronę mocy
trzeba już zmierzyć się z angielskim napisem „access forbidden”. Nasza
trójka dzielnie ominęła ten temat milczeniem rozpoczynając zejście w robiący
duże wrażenie Cyrk, pełen imponujących formacji skalnych, smukłych turni,
igieł, niemal pionowych, kilkusetmetrowych ścian, słowem wszystkiego, czego
może sobie jeszcze wrażliwy na tego typu atrakcje entuzjasta zażyczyć. O
zgubienie szlaku po tej części grani jest już dużo łatwiej i moja praktyczna
porada brzmi następująco: imponującą igłę, w kierunku której schodzimy
z przełęczy obchodzimy po orograficznie lewej stronie a następnie u
jej podstawy, tj. ok. 250 m poniżej przełęczy kierujemy się przez pewien czas
niemal poziomo w kierunku przełęczy Bocca Tumasginesca (2183 m n.p.m.), którą osiągniemy wchodząc
bardzo stromym zacięciem. Jak już można
było się domyśleć, przejście Cyrkiem na ten moment jest oficjalnie zabronione.
Co więcej, usunięto wszelkie (oprócz jednej małej drabinki) zabezpieczenia i
ułatwienia na szlaku. Poruszanie się tam z kilkunastokilogramowym
plecakiem, szczególnie schodzenie, może okazać się bardzo niebezpieczne dla
mniej wprawnych turystów. Dla nas nieoceniony okazuję się kilkumetrowy rep
sznurek, który niestety nie dzieli się na trzy. W pewnym momencie schodząc
znalazłem się w na tyle stromym i pozbawionym wyraźnego urzeźbienia miejscu, że
nie czekając na resztę (w tym sznurek) postanowiłem zdjąć plecak i spróbować
zsunąć go delikatnie na półkę kilka metrów niżej. Jak można się spodziewać coś
poszło nie tak…, plecak odchylił się nieco od idealnego toru a po osiągnięciu
docelowej półki przewinął się przez krawędź i zatrzymał się dopiero ok.
100 metrów niżej. Pamiętam ten moment doskonale, Magda jak to kobieta zaczęła
na mnie krzyczeć..Łukasz, Łukasz..jakbym mógł to jakoś cudownie zatrzymać. Ja
na koniec wydusiłem tylko zwyczajne „o kurw..”. Miałem dużo szczęścia, plecak
zaklinował się w kominie. Udało mi się, nie bez trudności, odzyskać go jednak
przykład mojej nonszalancji jest wręcz książkowy. Wymiar kary był prawie
najmniejszy z możliwych: zniszczony jeden telefon, zapasowa bateria od
kamery GoPro. Ocalała lustrzanka, kijki, pieniądze, dokumenty i w ogóle cały
dobytek. Naprawdę zanosiło się na dużo więcej, myślę, że z człowieka niewiele
by zostało w analogicznej sytuacji. Aha,
no i do końca wyjazdu spałem na ziemi, karimata wystrzeliła jak z armaty w
czasie wypadku – zabezpieczajcie je jakoś J Wejście na przełęcz Bocca
Tumasginesca naprawdę daje w kość. Kiedy jest już po wszystkim i Filip
jako ostatni wtacza się na siodło przełęczy czuję prawdziwą ulgę, ten upalny
dzień nie skończy się źle. Kilka minut wcześniej widząc jak męczy się na
końcówce, w najniebezpieczniejszym miejscu postanowiłem zejść na lekko i zapytać,
czy mogę wziąć jego plecak na swoje ramiona – odpowiedział wymownie: ”Nie!” co
znaczyło nie mniej, nie więcej tylko „Spierdala..” – niedawno mi to
potwierdził. Odczytałem to już wtedy i zaakceptowałem bez słowa, w górach każdy
mierzy się z własnymi słabościami i często, szczególnie wśród
mężczyzn bywa tak, że kto nie maszeruje ten ginie. Przy czym zginąć – nie
zawsze trzeba rozumieć dosłownie. Oby
jak najrzadziej.
PS. Dla wszystkich, którzy planują podróżować po Korsyce polecam aktualne rozkłady jazdy pociągów i autobusów: http://www.corsicabus.org/