poniedziałek, 24 października 2016

Prześpię się pod gołym niebem - Cirque de la Solitude

Cirque de la Solitude to najtrudniejszy odcinek szlaku GR20 na Korsyce (Francja). Aktualnie przejście tym szlakiem jest zabronione ze względów bezpieczeństwa. Poniższy opis przedstawia wspomnienie z tegorocznego zdobycia Cyrku bez wcześniejszej informacji o jego zamknięciu. Istnieje możliwość bezpiecznego obejścia tego odcinka i kontynuowania GR20. Więcej informacji: http://www.le-gr20.fr/blog/itineraire-bis-pour-contourner-le-cirque-de-la-solitude.html

Widok z przełęczy Bocca Tumasginesca na przełęcz Bocca Mocca (drugie wyraźne wcięcie od prawej)

Jeden z proponowanych wariantów obejścia Cyrku (zielona przerywana linia), Cyrk jest zaznaczony czerwonymi x-ami

Prześpię się pod gołym niebem – przyszło mi do głowy kolejnego dnia korsykańskiej wędrówki biało czerwonym szlakiem z południa na północ. Po całym wieczorze spędzonym na rajskiej kąpieli w górskim potoku, kiedy na przemian wygrzewałem się na skałach i wskakiwałem do rozgrzanego słońcem basenu żłobionego cierpliwie przez lata siłą grawitacyjnego przyspieszenia wodospadu, zaczynam układać się na karimacie nieco wyżej, kilkanaście metrów od namiotu. 




Otulam śpiworem, poprawiam improwizowaną poduszkę i zasypiam po długiej gonitwie myśli. W nocy przebudzam się jeszcze kilkakrotnie, mimo to uznaję to za najlepszy odpoczynek odkąd skończył nam się alkohol. Dzięki temu, że w nocy często zmieniam pozycje jeden moment zapadł mi trwale w pamięci. Wyobraź sobie, że leżąc na plecach powoli odzyskujesz świadomość, odruchowo otwierasz oczy i pierwsze co widzisz to czyste, rozgwieżdżone niebo z właściwym dla wysokości górskim przybliżeniem. Wspaniałe wrażenie. Myślę o tym podczas porannej krzątaniny. Szałasy bergeries d’u Vallone (1440 m n.p.m.) opuszczamy nieco wcześniej niż zwykle, a kolejny korsykański poranek wita nas bezchmurnym niebem. Dwieście metrów wyżej, po kilkudziesięciu minutach rozsiadamy się na tarasie schroniska De Tighjettu (1640 m n.p.m.), jak tu pusto. 

Okolice szałasów bergeries d’u Vallone

Gospodarz bezceremonialnie przeprowadza rutynowe porządki, w cieniu schroniska dogodne miejsca na biwak, wody pod dostatkiem, jednak my zatrzymujemy się tu tylko na chwilę. W przewodniku to schronisko nie jest opisane zbyt przychylnie nie mniej ja nie odniosłem negatywnego wrażenia – wręcz przeciwnie – całkiem urocze miejsce i gdyby nie fantastyczne baseny nieopodal szałasów poniżej, te w których spędziliśmy cały wczorajszy wieczór, żałowałbym, że nie podeszliśmy trochę wyżej. Nie zostaniemy tu jednak na dłużej niż 20 minut, w końcu najciekawsze ciągle przed nami. Crique de la Solitude. Pomarańczowe światło zapaliło mi się w głowie już przy schronisku. Pachnąca nowością drewniana tabliczka z trwale wyrytym napisem „fermer” – szczerze nie byłem pewny co to znaczy ale nie trudno było domyśleć się po odkryciu pierwszych zamalowanych oznaczeń szlaku.  
W ciągu dnia można było odczuć nieznośnie rosnącą wilgotność powietrza, coraz goręcej a wokół jakby w ogóle nie poruszało się powietrze. Ludzie pocą się intensywniej niż zwykle na wyczerpującym podejściu na wysoką przełęcz Bocca Tumasginesca  (2183 m n.p.m.). Dopiero na niej tak naprawdę widać, jak od morza posuwa się mozolnie pasmo wypiętrzających się w górę chmur. Zanosi się na kolejne w tym tygodniu deszczowe popołudnie, kto wie, może nawet burzowe. Kiedy grupa kilku osób po krótkim odpoczynku zaczęła schodzić w owiany złą sławą Cyrk – czyli najwyższą, niemal wiszącą część doliny otoczoną stromymi skalnymi ścianami coś na kształt amfiteatru, na ramionach czuć już było pierwsze krople. Wyczerpani ludzie starali poruszać się dynamiczniej, a przy tym mniej ostrożnie. Błotnista maź spływająca po stromych skałach zalewała całe ciało wywołując strach, adrenalinę i zalążki paniki. Jak najszybciej wydostać się z tego strasznego miejsca. Deszcz pada już bardzo intensywnie, wokół niemal natychmiast tworzą się kilkudziesięciometrowe wodospady. W takich chwilach ludzie podświadomie lgną do siebie, bojąc się samotności razem czują się bezpieczniej. Wystarczy jeden nieostrożny ruch, poślizgnięcie, odchylenie od stromej ściany a utraty równowagi nie zatrzyma nawet próba złapania się człowieka obok. Dwie osoby ześlizgują się po mokrych skałach i już nic nie jest w stanie tego zatrzymać. Za chwilę znikną za skalnym progiem z przeraźliwym wrzaskiem a może bez słowa? Jakaś bliska osoba po pozornym otrząśnięciu się z szoku za wszelką cenę stara się im pomóc, próbuje irracjonalnie zejść poniżej progu. Odpada stając się trzecią śmiertelną ofiarą w ciągu dwóch minut. Czy taki przebieg miały tragiczne wydarzenia sprzed roku? Nie dotarłem do szczegółowego opisu zdarzeń jednak po głośnym wypadku, w którym jednego dnia zginęło lub zostało rannych tu kilkanaście osób ten odcinek szlaku od czerwca 2015 roku pozostaje zamknięty do odwołania. Wszelkie ułatwienia (łańcuchy, klamry) zostały zdemontowane a oznaczeniu szlaku brutalnie starte lub zamalowane. Pozostała jedna drabinka. Jednak wówczas nie mieliśmy o tym zielonego pojęcia..

Podejście na przełęcz Bocca Minuta
Na przełęcz Bocca Minuta (2218 m n.p.m.) tj. początek Cyrku od południa, z schroniska udało nam się sprawnie dojść mimo zamazanych oznaczeń dzięki dobrej orientacji w terenie. Wiedzieliśmy w którym kierunku mamy zmierzać, wybieraliśmy najłatwiejsze przejścia i jakoś tak się składało, że odcinek po odcinku natrafialiśmy na kolejne ślady szlaku. Sprawne oko na pewno odnajdzie zamazane oznaczenia i tylko w niektórych miejscach trzeba podjąć własną decyzję: „no to w lewo czy w prawo”. Można podsumować to jednym zdaniem jako żmudne zdobywanie wysokości w oczekiwaniu na to co ma się dopiero wydarzyć w Cyrku. Schodząc z przełęczy na drugą stronę mocy trzeba już zmierzyć się z angielskim napisem „access forbidden”. Nasza trójka dzielnie ominęła ten temat milczeniem rozpoczynając zejście w robiący duże wrażenie Cyrk, pełen imponujących formacji skalnych, smukłych turni, igieł, niemal pionowych, kilkusetmetrowych ścian, słowem wszystkiego, czego może sobie jeszcze wrażliwy na tego typu atrakcje entuzjasta zażyczyć. O zgubienie szlaku po tej części grani jest już dużo łatwiej i moja praktyczna porada brzmi następująco: imponującą igłę, w kierunku której schodzimy z przełęczy obchodzimy po orograficznie lewej stronie a następnie u jej podstawy, tj. ok. 250 m poniżej przełęczy kierujemy się przez pewien czas niemal poziomo w kierunku przełęczy Bocca Tumasginesca  (2183 m n.p.m.), którą osiągniemy wchodząc bardzo stromym zacięciem.  Jak już można było się domyśleć, przejście Cyrkiem na ten moment jest oficjalnie zabronione. Co więcej, usunięto wszelkie (oprócz jednej małej drabinki) zabezpieczenia i ułatwienia na szlaku. Poruszanie się tam z kilkunastokilogramowym plecakiem, szczególnie schodzenie, może okazać się bardzo niebezpieczne dla mniej wprawnych turystów. Dla nas nieoceniony okazuję się kilkumetrowy rep sznurek, który niestety nie dzieli się na trzy. W pewnym momencie schodząc znalazłem się w na tyle stromym i pozbawionym wyraźnego urzeźbienia miejscu, że nie czekając na resztę (w tym sznurek) postanowiłem zdjąć plecak i spróbować zsunąć go delikatnie na półkę kilka metrów niżej. Jak można się spodziewać coś poszło nie tak…, plecak odchylił się nieco od idealnego toru a po osiągnięciu docelowej półki przewinął się przez krawędź i zatrzymał się dopiero ok. 100 metrów niżej. Pamiętam ten moment doskonale, Magda jak to kobieta zaczęła na mnie krzyczeć..Łukasz, Łukasz..jakbym mógł to jakoś cudownie zatrzymać. Ja na koniec wydusiłem tylko zwyczajne „o kurw..”. Miałem dużo szczęścia, plecak zaklinował się w kominie. Udało mi się, nie bez trudności, odzyskać go jednak przykład mojej nonszalancji jest wręcz książkowy. Wymiar kary był prawie najmniejszy z możliwych: zniszczony jeden telefon, zapasowa bateria od kamery GoPro. Ocalała lustrzanka, kijki, pieniądze, dokumenty i w ogóle cały dobytek. Naprawdę zanosiło się na dużo więcej, myślę, że z człowieka niewiele by zostało w analogicznej sytuacji.  Aha, no i do końca wyjazdu spałem na ziemi, karimata wystrzeliła jak z armaty w czasie wypadku – zabezpieczajcie je jakoś J Wejście na przełęcz Bocca Tumasginesca naprawdę daje w kość. Kiedy jest już po wszystkim i Filip jako ostatni wtacza się na siodło przełęczy czuję prawdziwą ulgę, ten upalny dzień nie skończy się źle. Kilka minut wcześniej widząc jak męczy się na końcówce, w najniebezpieczniejszym miejscu postanowiłem zejść na lekko i zapytać, czy mogę wziąć jego plecak na swoje ramiona – odpowiedział wymownie: ”Nie!” co znaczyło nie mniej, nie więcej tylko „Spierdala..” – niedawno mi to potwierdził. Odczytałem to już wtedy i zaakceptowałem bez słowa, w górach każdy mierzy się z własnymi słabościami i często, szczególnie wśród mężczyzn bywa tak, że kto nie maszeruje ten ginie. Przy czym zginąć – nie zawsze trzeba rozumieć dosłownie.  Oby jak najrzadziej. 

PS. Dla wszystkich, którzy planują podróżować po Korsyce polecam aktualne rozkłady jazdy pociągów i autobusów: http://www.corsicabus.org/

Słynne drzewo na GR 20
Bastia - Stary Port